Ta książka to coś zupełnie innego, niż się spodziewałam. Myślałam, że to będzie kolejna historia z czasów wojny, jakich już pełno – wiecie, smutna, ale odległa. A tu BAM! Zuzanna Orlińska zrobiła coś, co mnie totalnie rozwaliło. „Rywka. Śmierć, że złotym warkoczem” to książka, która nie tylko wciąga, ale wbija cię w fotel i każe myśleć o rzeczach, o których wolisz nie myśleć.
Rywka – główna bohaterka – to nie jest jakaś papierowa postać, tylko dziewczyna z krwi i kości. Czułam jej strach, złość, ale też takie ciche marzenia, które robiły mi gulę w gardle. A sposób, w jaki autorka pisze o wojnie? Surowy, czasem brutalny, ale przez to tak prawdziwy, że aż boli.
Co mnie zaskoczyło? Sama „śmierć” – jest tu jak postać, z tym złotym warkoczem, niby piękna, ale przerażająca. To takie poetyckie, że aż masz ciarki, bo wiesz, że to nie tylko metafora.
To nie jest łatwa książka, ale warto po nią sięgnąć. Nie dla happy endu (bo go nie ma), tylko dla tych chwil, kiedy czujesz, że ta historia zmienia coś w tobie. Czy przeczytam jeszcze raz? Pewnie nie od razu, ale nigdy o niej nie zapomnę.
Kamila 2d